Stolica, ktora rozni sie znacznie od Sajgonu. Nie widac duzych korporacyjnych budynkow.
Zachowalo swoj klimat i jest znacznie lepsze do zycia niz Sajgon.
Moja przygoda z tym miastem zaczela sie od spedzenia kilku bezefektywnych godzin pod i w ambasadzie Chinskiej... pierwszego dnia zostalem odeslany z kwitkiem... zmienily sie zasady przyznawania wiz i nieco utrudnili zadanie wjazdowe... Wiec clay dzien spedzilem na podolanie wymaganiom chinskich wladz... (opowiesc na wieczor po powrocie ;-)))
Poznalem tu min. jednego amerykanina i izralite, z ktoirymi spedzalem wieczory w pubach w Ho Noi, mieli inne preferencje spedzania czasu... Z nimi tez los powiazal mnie w pozniejszej mojej jednej z wypraw...
Drugi dzien zwiedzanie, ogladanie angielskiej premiership i ogladalem GP F1 w Hiszpani,
gdzie specjalnie dla mnie przelaczyli kanal w jedym z barow...
Zdecydowanie w Ha Noi polecam spacer po nieturystycznych miejscach miasta. Wybralem sie raz na zachod od torow kolejowych, na poludnie od strefy turystycznej oraz raz na pln-wschod poza glowna droge i poza czerwona rzeke... Male waziutkie uliczki, zero turystow, mozna tu zobaczyc prawdziwe zycie w wielkim miescie azjatyckim. Troche czasami poczuc klimat indyjski.
Raz wsrod tego labiryntu uliczek zagubilem sie, znalazlem sie prawie w slamsach, ludzie calymi rodzinami zyja w domkach w wielkosci 4x5m!!! Jedna z takich rodzin zaprosila mnie na cherbatke, moze z nadzieja, ze wyrwe ich corke z tego ponurego miejsca ;-)))
Co ciekaw wsrod tego ubustwa, w jednaj z prawie niemozliwych do przejscia uliczek, miala moze z 60cm szerokosci znajduje sie czyste i piekne cafe w stylu baskonsko-katalonskim... No moze nie baskonskim bo Baskowie duzo pija a tu nie bylo alkoholu ;-))
Jesli ktos to czyta i wybiera sie do Ha Noi zdecydowanie polecam taki spacer, a odkryjecie wiele ciekawych miejsc, o ktorych z racji czasu nie pisze tutaj...