Ten szalony dzien zaczelismy jeszcze jak bylo szaro na dworze... wsiedlismy na rowery i udalismy sie na swit do Angkor Wat... po 10km bylismy przy wejsciu...
Doprawdy brak slow!!! moje oczekiwania byly bardzo wielkie i wszystkie podczas zwiedzania miast i swiatyn zostaly zaspokojone ponad miare... Angkor Wat, Angkor Tomb, Angkor Baruei,... i inne....
Jedno co jest na minus, to droga, samochody, motory i komercja w okol... handlarze, sklepikarze, restauracje... wlasciwie pod kazdy obiekty mozna podjechac autokarem!!! klimat dzungli nie istnieje prawie w ogole, a mona go poczuc tylko chwilami... akt... jest to produkt narodowy nr 1 Kambodzy (wizy plus bileyt) i ladwosc dostania sie do obietkow dodatkowo przyciaga turystow (tych na szczesie bylo stosunkowo malo, bo okres turystyczny sie konczy, a i zwiedzalismy mniej popularne miejsca, gdzie wlasciwie swiecily pustakami)
Poniewaz byl to szalony dzien, bo na rowerach spokojnie zrobilismy ponad 40km (w szybkim tepie, od switu do zmroku), kilknanscie na nogach zwiedzajac, skracalismy droge jezdzac przez las/dzungle wydeptanymi sciezkami, gdzie udawalo nam sie uniknac tego komercjalizmu (czasami wchodzilismy do miasta od strany gdzie nie bylo drogi i udalo nam sie w ten sposob poczuc klimat odkrywcy Angkoru...
Mielismy jeszcze to szczescie, ze w poludnie zaczal padac deszcz... W tym czasie bylismy w pieknym miescie, otoczony lasami (malo populary, wlasciwie zwiedzany tylko na szlaku trzydniowym-pomocnicze sa mapki ze szlakami, w zaleznosci ile dni jestes kompletni sie do nich nie zastosowalismy zrobiac trase mieszana prawie w komplecie 3-4 dniowa w jeden dzien; a do tego chyba tylko my jechalismy na wlasna reke, bez przewodnika, bez riksiarza, taksowki, autobusu...)
Deszcz padal jakies 75min, ale to pozwolilo na dodatkowa atrakcje, dodatkowy klinmat... blyskawice bedac w srodku ruiny swiatyni wydaja sie byc tak mocne jakby mialy kompletnie zdemolowac pozostalosc...
Calkowice udala nam sie wyprawa....
Po godz 18, gdy niebo juz czernialo wyszlismy z ostatniej kmerskiej pozostalosci... plan nam sie udal calkowicie i zwiedzilismy wszystko co chcielismy...
Byl to szalony dzien i dla nas bardzo wyczerpujacy fizycznie, normalnie przeznaczone jest na to 3-4 dni (z popoludniowymi przerwami na drzemke w hotelu), z przewodnikiem, ktory poopowiada to i tamto ;-)) ale wczesniej poczytalismy, wiec pewnie duzo nie stracilismy....
Dodam, ze w Angkor Wat spotkalismy znajome francuzki... Na rozmowie z nimi stracilismy z 20min, bo Mikalel juz wczesniej mowil, ze jedna mu sie bardzo podoba, wiec sobie z nia porozmawia, ja w tym czasie zabawialem druga ;-)))... Ja sie z nimi umowilem w Wietnamie.... ;-)))
Tym razem wzielismy ze soba czolowki (dzien wczesniej ich nie mielismy i wracalismy na rowerach, po ciemej i zatloczonej drodze bez zadnego swiatla)... po zmroku zaczynal sie nowy rok!!! wyczerpani zatrzymywalismy sie przy swiatyniach aby popatrzec na festiwale z okazji nowego roku... Mikalel przegral troche pieniedzy w "ruletke" a ja ustrzelilem smieszna zabawke, ktora oddalem pierwszemu napotkanemu dziecku...
szczesliwego nowego roku!!! ;-)))