Rano z Mikalem udalismy sie na dworzec autobusowy...
umowilismy sie na spotkanie w Europie i wsiedlismy do roznych autobusow...
Mnie nie opuszczal narod francozki ;-))) w autobusie poznalem dwie przemile mieszkanki Francji i cala droge (11h) spedzilismy razem... ;-)
Miasteczko, jak miasteczko... niczym sie nie wyroznia. Turysci sciagaja tu dla pobliskich garow/dzbanow (mnie troche sciagnelo nazwisko ;-)))))
Jedyne w swoim rodzaju na swiecie pozostalosci z przelomu starozytnosci i sredniowiecza okryte sa tajemnica (po co, w jakim celu, dlaczego i wlasciwie kto). Wiele pytan bez odpowiedzi, wiele domyslow i teori (ja dodalem jedna swoja, po tym jak to zobaczylem i wydaje mi sie sluszna ;-))) ) zwiazanych z budowa tych wielkich (niektore po kilka metrow "garow", a wlasciwie z wyzezbieniem/wydlubaniem w jednym kawalku kamienia/skaly....
Wieczorem poprosilem chlopaczka z GH aby zabral mnie w miejsce gdzie bawia sie miejscowi, a nie turysci... Zabral mnie na dyskoteke... Rzeczywiscie bylem jedynym przyjezdnym ;-))) I to byly mile chwile... co chwila podchodzil ktos z miejscowych do naszego stolika, cos zagadal (jak umial), jak nie umial to tylko stukalismy sie butelkami i ja wdrazalem "na zdrowie";-))) Dziewczyny zaciagaly mnie do tanca, wiec sie nie nudzilem ;-))))
Po powrocie w hostelu trzech miejscowych gralo w "pokera". Dosiedlismy sie i pilismy lao-lao... Po 3 poszedlem spac, bo rano trzeba wstac ;-))), nie wiem do ktorej oni grali, bo kasa wciaz przechodzila od jednego do nastepnego, nikt nie wygrywal, nikt nie przegrywal...