stare i nowe znajomosci....
Z rana z Japonczykiem udalismy sie na przystanek autobusowy do Choang Khrong (przejscie raniczne z Laosem). Wsiedli tam Francuz (z ktorym los zwiaze mnie na dluzej, ale wtedy jeszcze o tym nie wiedzialem) i Laoisanczyk (Tomek jak sie to odmienia?? mieszkanca Laosu?? ;-))) ). I tak w czworke zmierzalismy w strone przejscia granicznego. bardzo szybko nawiazalem dobry kontakt z Michalem, ale cala czworka trzymalismy sie razem, przy przesiadkach. Po dotarciu na miejsce japonczyk z mieszkancem Laosu udali sie opd razu ku przejsciu a my we dwojke na poszukiwanie noclegu. Po odprawie tajlandzkiej Laosu przeplywalo sie lodkaprzez szeroki, pelen historii Mekkong.
Z Michalem wzielismy razem jeden pokoj (coby bylo taniej), zjedlismy pozny obiadi kiedy ruszalismy na zwiedzanie miasteczka, okazalo sie, ze mieszka tu Belg, ktorego poznalem na stacji autobusowej w Tajlandii 2 tygodnie wczesniej (jechalismy wtedy w roznych kierunkach, ale oboje mielismy po godzinie czasu)
Miasteczko zwiedzalismy w trojke ;-))
Podczas obchodu ;-)) ku mojemu zdziwieniu, ukazala sie Holenderka, z ktora mijalem sie prawie od samego poczatku pobytu w Tajlandii. Pierwszy raz spotkalismy sie w Kanchanaburi (mielismy pokoje na przeciwko siebie), pozniej ja pojechalem Sangkhla Buri, ona zostala, ale dojechala i jakims cudem mieszkalismy znow w tym samym G.H... Pozniej spotkalismy sie jeszcze w Chiang Mai (ona byla tam pierwsza, bo ja po drodze sie zatrzymywalem...) i teraz tu... Taka troche niemrawa i od poczatku ciezko bylo mi zlapac z nia kontakt, zamienilismy w sumie kilkanascie zdan...
W miescie spotkalem jeszcze dwie znajome amerykanki (poznane pared dni wczesniej)....
Z samego rana udalismy sie ku Laosowi.... aler o tym w nastepnym odcinku ;-)))
nie mam tu zasiegu tel. wiec jak cos pisac prosze maile ;-)))