podobnooo mnisi tybetanscy... potrafia opanowac kazdy kajak... a ty?, a ty?, a ty...? ;))))
Rano wypozyczylismy kajaki, aby poplywac po tutejszym jeziorze... Jednoosobowe, ktore ciezko bylo z poczatku opanowac, upelnie inne od naszych... Smielismy sie, ze plywamy jak pijane kaczki, a ja zaliczylem wywrotke... Poplywalem sobie w ten sposob w jeziorze, na wysokosci ok. 1000metrow n.p.m., na poczatku marca !!! ;-))) ... Na szczescie woda byla ciepla i kapiel nalezala do przyjemnych; tymbardziej, ze od tej w Gangesie roznila sie zdecydowanie ;)))
Po 2-3h plywania, kiedy kajaki mielismy w miare opanowane, wyladowalismy na drugim koncu jeziora (nieto zebysmy tam plynaeli tyle czasu ;-)) plynelismy w innym kierunku) skad bylo wejscie na szczyt owysokosci nieco ponad 1500m.n.p.m, gdzie na samej gorze znajduje sie swiatynia buddyjska... Po dotarciu do niej okazalo sie, ze jest remontowana i tym samym zamknieta.... Jeden z tutejszych oferowal nam otwarcie pokoju (ktory wczesniej widzielismy) do metytacji, jesli chcielibysmy skorzystac w chwili ciszy... Swiatynia wybudowana przez mieszkancow okolicznej wioski, ktorzy pochodza z Tybetu... Jedene z nich chcial mi sprzedac caly worek maryski (700 rupi nealskich; 1 dolar to 63 rupie; 1EUR=95rupi nepalskich)... A jak sie okazalo roslinka ta rosnie prawie w kazdym tutejszym (nepalskim) ogrodku (patrz foto) ;-)))
Wracajac doplynelismy jeszcze do wysepki na srodku jeziora, ktora w calosci zagospodarowana jest na swiatynie hinduskie...
Wieczorem kolacja przy swiecach (brak pradu ;-))) ) w restauracji, na powietrzu przy jeziorze z widokiem na gory.... Wspaniale !!! i tanie... ;))))