Po drodze z Chitwan NP stalismy w gigantycznym korku na podjezdzie pod kotline Katmandu... z dolu przez cala wijaca sie seprentyne zzbocza jakies 500-600 metrow w gore) bylo widac jeden gigantyczny korek....
Dojechalismy... Pierwsze wrazenie stolicy o maly wlos nie zmylo naszego wspanialego wrazenia Nepalu... przypominal miasta indyjskie... no troszke lepiej to wygladalo... ale niewiele...
W samy Katmandu, czuc atmosfere przemiany politycznej... W nepalu (troszke historii, ale tylko taj najnowszej ;)) ) wladza krolewska, a wlasciwie cala monarchia przechodzi do kart historii... obecny wladca w sumie zostal zmuszony do abdykacji (po tym jak narod obwinia go o wymordowanie rodziny krolewskiej, mimo ze oficjalnie mowi sie ze zrobil to inny czlonek rodziny, i poniej popelnil samobojstwo..). w kwietniu wybory... w kraju strajki, gdzie niegdzie rebelianci itp... Poza stolica nie czuje sie tego napiecia, ale w Katmandu na kazdym kroku policja i wojsko... zasieki i druty kolczaste... po wladze siegnie jedna z dominujacych partii komunisci lub demokraci (ci chca zrobic republike), jest jeszcze 5 innych liczacych sie troche partii...
Napotkale niejedna demonstracje...
Ale widzialem tez pokaz sily wojska... kiedy to przechodzilem obok palacu uredujacego jeszcze krola (faktycznie rzadzi hmmm 7 partii z premierem od demokratow, nie wiem jak oni sie dogaaduja, ale to tymczasowe) byla ciekawa zmiana warty...
stare miasto w Katmandu dopiero robi klimat ich historii i dziedzictwa narodowego Nepalu... (a wlasciwie i swiata, bo te zlepki swiatyn, w niesamowitym arhitektonicznym tonie oddaja wspanialsc kultury...)
Na szczescie Katmandu nie pozwolilo odkochac sie nam w Nepalu....
cdn....